czwartek, 4 października 2012

Pierwszy: Jej oczy.




Otworzył oczy i ziewnął przeciągle, zrzucając z siebie kołdrę. Wyciągnął ręce i kiedy zderzył się z drewnianym zagłówkiem, syknął i potrząsnął dłonią. Jeśli po raz kolejny będzie musiał udać się z nadgarstkiem do lekarza, postanowił, że odrąbie go sobie siekierą i będzie miał święty spokój. Skończył z grą w squasha i tenisa tylko dlatego, że prosił go o to Mike, który z góry zapowiedział, że nie będzie go niańczyć i nastraszył skomplikowanymi operacjami. Przetarł zaspane powieki i opuścił nogi na zimny parkiet, jedną ręką chwytając się za bark a drugą uniósł w górę. Podszedł do obszernego okna i nacisnął jeden z dwudziestu pięciu guzików na złotym panelu, tym samym sprawiając, że metalowe żaluzje uniosły się i ukazały tętniący już życiem Nowy Jork. Przesunął palcem na dziewiąty guzik i na ścianie za nim pokazała się dokładna data, godzina, prognoza pogody, notowania giełdowe i inne potrzebne mu do prawidłowego funkcjonowania informacje. Sięgnął po mały pilot leżący nieopodal i włączył wieżę sterofoniczą, która zaczęła wygrywać jego ulubioną piosenkę.
- Hello, I love you. Want you tell me your name? - zanucił, tanecznym krokiem zbliżając się do swojej garderoby. Krocie pieniędzy wydane na wszystkie tanczne kursy dawały teraz rezultaty. Pchnął drzwi i jego oczom ukazały się rzędy dopasowanych garniturów, koszul i butów. Spojrzał na swoje odbicie w lustro i pomyślał nad powróceniem na siłownie. Przewiesił sobie przez ramię pokrowiec z garniturem, ceglaną koszulę i czarny krawat, notując w głowie wszystkie pomysły, które przekaże swojej asystentce. Wziął do ręki komórkę i wybrał na szybkim wybieraniu numer do rudowłosej dziewczyny. Po jednym sygnale usłyszał jej piskliwy głos na dźwięk którego zmarszczył czoło.
- Nie mam czasu więc słuchaj uważnie. W firmie będe za jakieś pięćdziesiąt minut. Masz powiedzieć Frankie, że wyrzucam ta okładkę. Jest całkowicie nieadekwatna do numeru. Umów nową sesję. Co mnie obchodzi, że modelka się pochorowała? Gdyby umarła, być może bym się przejął. Dokumenty dotyczące nowej kampanii, wszystkie weksle, dzisiejsze gazety rozłożone alfabetycznie, piętnaście krawatów od Prady, trzy pary butów... Co? Oczywiście, że Fendi. Czemu zadajesz takie idiotyczne pytania? Co to ja jeszcze... Ach, zapisz mnie na siłownię. Pojutrze, o szesnastej. Odwołaj spotkanie z Karlem. Jakim Karlem? - Chester z niedowierzaniem popatrzył w przestrzeń, zastanawiając gdzie tacy ludzie się chowają. Wyszedł z pomieszczenia, powracając do sypialni. - Boże, ty nieusytuowana w tym przemyśle dziewczyno. Lagerfeld, moja droga. Chce też widzieć kawę i dwa croissanty. Ma być idealnie. - bez żadnych ceregieli rozłączył się i rzucił telefonem w niepościelone łóżko, wychodząc z pokoju w samych bokserkach. Przeszedł szybko drogę dzielącą go od łazienki, słysząc jak jego gosposia uwija się w kuchni.
Uwielbiał tę kobiete, która od szesnastu lat zajmowała się jego domem i praktycznie całym jego życiem. Zaraz po tym jak wyprowadził się z Kalifornii na drugi koniec kraju, z pomysłami, marzeniami i bogato wyposażonym koncie w banku zatrudnił czterdziestoletnią wówczas Elianę. Była dla niego oparciem w trudnych chwilach i to ona wychowywała jego jedynego syna, Christiana. Pamiętał jak kiedyś wrócił z firmy a w domu zastał rozanieloną gosposię, która wytłumaczyła mu, że chłopiec wypowiedział pierwsze słowo. Tak było też z chodzeniem, to ona zaprowadziła pierwszy raz Chrisa do przedszkola gdy w ten czas Chester rozkręcał swoją karierę, tworząc najlepiej prosperującą korporację, udowadniając bardziej sobie niż swojemu ojcu, że jest coś wart nawet po wpadce z dziewczyną. Otrząsając się z przykrych wspomnień, rozsunął obszerne drzwi przeszkolnej kabiny prysznicowej i wszedł do środka, odkręcając kurek z gorącą wodą. Jęknął cicho gdy poczuł na karku prawie wrzątek i wziął z małej półeczki żel pod prysznic. Wylał trochę gęstej cieczy na dłoń i począł wcierać ją w ciało, następnie pozwalając by woda wszystko z niego dokładnie zmyła. Owijając się ręcznikiem w pasie, uchylił drzwi i po chwili całe pomieszczenie spowiło się parą. Szybko złapał za maszynkę i przejechał nią kilka razy po twarzy, następnie wklepując w policzki krem po goleniu. Nałożył na siebie czystą bieliznę i przygotwany wcześniej strój do pracy. Z szuflady wyciągnął małe pudełeczko z zegarkiem, który zapiął na nadgarstku. Po raz ostatni spojrzał w lustro i poprawiając marynarkę, wyszedł z łazienki, kierując swoje kroki do jadalni. Na stole stało już śniadanie godne bufetu w dobrym hotelu. Chester zajął swoje miejsce i nalewając sobie kawy do białego kubka, powitał wchodząc w tym samym momencie Elianę.
- Witam cię, moja droga El. Ten dzień zapowiada się wspaniale. - zaczął z uśmiechem, smarując sobie tosty marmoladą. Z trudem przełknął jednego, będąc pod czujnym okiem kobiety. Dbała o jego dietę, bo gdy dostawał częstych omdleń i stwierdzono u niego anemię, Eliana robiła coś wymyślniejsze potrawy byle tylko Chester wyzdrowiał.
- Czyżby pan Shinoda miał dziś nas odwiedzić? - odwzajemniła uśmiech i zaczęła przecierać figurki ustawione na kredensie. Ona wiedziała, że Chester jest biseksulany, może nawet wiedziała to przed nim. Miała świadomość, jak ważny dla niego jest Mike i co do niego czuje.
- Tak i zostanie do późna... - powiedział praktycznie do siebie i dopił do końca swoją kawę. Na horyzoncie pojawił się Chris, patrząc na ojca z odrazą, zapewne słysząc ich rozmowę. Bennington wiedział, że jego syn na razie nie może pogodzić się z tym, że Mike i on są parą. Chłopak chciał niepostrzeżenie przemknąć ale mężczyzna zawołał go. - Christian!
- Cześć. - wymruczał i zasiadł przy stole, zabierając z niego tylko jabłko. Podrzucał je chwile w dłoni i gdy Chester odchrząknął, dopiero na niego spojrzał. - Co?
- Zawiozę cie dziś do szkoły, co ty na to? - nachylił się nad blatem i spojrzał na niego uważnie. Syn ani myślał patrzeć mu w oczy. A miał oczy... Jej oczy.
- Ale...
*
Cała droga do szkoły minęła im w calkowitym milczeniu. Stalowoszarne Porsche Cabrio zatrzymało się przed samą bramą. Mimo usilnych próśb Chrisa, Chester ''na chama'' wpakował go do auta i myślał, że to może być pierwszy krok do ich pogodzenia się.
- Czy mógłbyś czasem pomyśleć jak ludzie zareagują kiedy zobaczą mnie w takim samochodzie? - Chris spojrzał nerwowo na ojca, poprawiając umiejscowiony na ramieniu pasek torby. Brązowooki tylko odrzucił głowę do tyłu, poprawił aviatory w złotych oprawkach i oparłszy się o zagłówek, odpowiedział synowi.
- To mam kupić Audi żebyś poczuł się normalnie? - rzucił mimochodem, spoglądając w boczne lusterko. - Wyśle dziś po ciebie szofera, jeśli nie chcesz jeździć moim Porsche Cabrio. Ale... - nie zdążył dopowiedzieć, iż w jego kieszeni zawibrowała komórka. Na wyświetlaczu zobaczył imię swojego wspólnika i wyszeptał przeprosiny w stronę szatyna i wskazał na podświetloną komórkę.
- Poradzę sobie. - przerwał mu w połowie słowa i otworzył drzwi samochodu, którymi następnie mocno trzasnął. Gdy zniknął już za murami, Chester postanowił odebrać telefon.
- No nareszcie! Gdzie ty jesteś? Konferencja za trzy godziny a nie ma nawet jeszcze planu i wszystkich papierów. - słowa zaczęły wypływać z ust Mike'a z szybkością karabinu maszynowego. Mężczyzna potrał dłonią skroń i wybąkał kolejne przeprosiny w ciągu ostatnich dwóch minut. Jego samochód mijało coraz więcej zafascynowanych maszyną chłopców a żeńska część dyskretnie próbowała odgadnąć kto siedzi za kierownicą.
- Mój podpis umiesz podrobić. Będe za jakieś... - spojrzenie przeniósł na tarczę zegarka umieszczonego na prawej dłoni. - Dwadzieścia minut. Chce cie widzieć w swoim biurze, Michael. Mam pewne zobowiązania, z których nie wywiązałem się wczoraj. - słysząc w aparacie śmiech Shinody, przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik zawył i po chwili brązowooki włączył się w ruch uliczny. Z jedną ręką na kierownicy a drugą nadal przytrzymywał przy uchu telefon, prowadząc zaciekłą konwersację z brunetem. Było kilka minut po dziewiątej więc pojawiało się coraz więcej samochodów. Nagle przed maską mignęło mu coś czerwonego i gwałtownie się zatrzymał, upuszczając IPhone'a na podłogę i nie miał najmniejszego zamiaru go podnosić. Kurczowo trzymał się obiema dłońmi kierownicy, probując unormować bicie serca. Rozległo się trąbienie i krzyki podenerwowanych Nowojorczyków, zmuszając Chestera by ponownie odpalił samochód. On jedynie siedział, odkrzykując poszczegolnym osobom niecenzuralne słowa i spojrzał na lewo, gdzie zobaczył źródło swojego niedoszłego zawału. Czerwony ścigacz stał na obszernym chodniku a jego własciciel nonszalancko opierał się ramieniem o kierownicę i nawet z kaskiem na głowie, Chester mógł przysiąc, że śmieje się z niego. W kilka sekund mężczyzna opuścił swoje auto i gestykując rękoma, rzucił się w stronę motocyklisty.
- Ty sobie wyobrażasz ile kosztował mnie ten samochód?! Nie chodzi mi o ciebie, byłoby o jednego rozpieszczonego gówniarza mniej w tym okręgu! Pokrycie takiej maski jest warte dwa razy tyle niż twoja hulajnoga! - Chester wręcz kipiał ze złości, wymachując pięściami przed plastikowym kaskiem. Czekał na chociażby obelgę ze strony tego drugiego lecz odpowiedział mu tylko pisk dwóch opon. Mężczyzna stał chwilę z rodziawionymi ustami lecz po chwili oprzytomniał i poprawiając ciemną marynarkę i na powrót wsiadł za kierownicę, uprzednio podnosząc z czarnego dywanika telefon i zobaczył dwanaście wiadomości od Michaela. Rzucił komórkę na siedzenie obok i po raz kolejny poprawił swoje okulary, następnie odjechał tym samym przywracając ruch na prawie kilometrowym odcinku drogi.

*
Zahamował przed firmą i tuż obok jego drzwi pojawił się uśmiechnięty Stan, łapiąc już za klamkę i chciał otwierać drzwi, lecz uprzedził go wyraz twarzy jego szefa i cofnął się o kilka kroków. Chester pchnął drzwi, uderzając chłopaka w nogi i rzucił kluczyki w jego rołożone dłonie. Z aktówki wyjął plik zrolowanych banknotów i cisnął nimi w parkingowego.
- Masz, kup sobie coś ładnego. - nim brunet zdążył wydać jakikolwiek dźwięk, Bennington pewnym krokiem ruszył w stronę przeszklonych drzwi, które otworzyły się przed nim i w mgnieniu oka wokół jego osoby skupił się wianuszek osób, zasypując raportami, wykresami, nowymi pomysłami na okładki i innymi niezbyt przyziemnymi rzeczami. Jednak on nawet nie próbował poświęcić im swojej uwagi i myślami nadal był przy tym motycykliście. Odepchnął swoich wspólników na boki, i ściągnął z nosa okulary, wyzywając ich od niekompetentnej bandy idiotów. Zsunął z ramion marynarkę, którą od razu pochwyciła jedna z jego asystentek. Przed przeszkloną windą zatrzymał się i ruchem ręki odpędził pracowników. Wszedł do środka i naciśnąwszy guzik, poprawił kołnierzyk koszuli. Po kilku minutach znalazł się na najwyższym piętrze i nawet tam podleciał do niego sztab ludzi.
- Panie Bennington, może w tym numerze damy artykuł o błędzie krytycznym w fabryce srodków transportu w Baltimore?
- Błąd krytyczny to ty masz na twarzy. - odparł bez ogródek Chester i skinął głową w stronę swojej sekretarki, a jednocześnie przyjaciółki. Silver rozparła się w fotelu i z rozbawieniem patrzyła jak Bennington próbuje wybrnąć z tej sytuacji. Przerzuciła swojego niedbalne zrobionego warkocza przez ramię. - Wasze pomysły są na poziomie zaawansowanej choroby sierocej. Ten numer nadawałby się jedynie do pieca, tak samo jak wy. - wzburzony zatrzasnął za sobą drzwi biura i opadł na skórzany fotel, kręcąc się w koło. Zauważył na szklanym blacie papierową podstawkę gdzie stał kubek z kawą i dwa rogaliki. Upił łyk napoju i zabluźnił siarczyscie pod nosem. Nacisnął jeden z przycisków na interkomie i poprosił Silver, by zawołała do niego Serenę, drugą asystentkę, odpowiedzialną za jego śniadanie. Po chwili ujrzał blond czuprynę i uśmiech jej posiadaczki.
- Wołał mnie pan? - jakbym kurwa nie wiedział, pomyślał Chester, stukając długopisem o aktówkę. Zachował zaś kamienny wyraz twarzy i oparłszy łokcie o blat, zwrócił się do dziewczyny.
- Zwalniam cię. Kawa wystygła, croissanty nie są z czekoladą tylko z toffi. Dziękuje, żegnam. - rzucił bezpośrednio i przeniósł wzrok na papiery leżące obok niego. Po chwili uniósł głowę i blondynka nadal stała jak słup soli a jej oczy błyszczały. - No na co czekasz? Wypierdalaj! - jedno gniewne spojrzenie w jej stronę i Chester był zadowolony z efektu. Dziewczyna rozpłakała się i potruchtała w stronę drzwi, w których minęła się z Mike'iem. Brunet popatrzył to na niego to ona nieszczęsną Serenę i wzruszył ramionami.
- Musisz być bardzo zdesperowany, Chazy. - zaczął, gdy znalazł się przy biurku Benningtona o które się oparł. Ten posłał mu taki sam wzrok jak swojej asystentce. - Wyrzucasz już czwartą w tym tygodniu. Co, ona nie umiała ci dobrze obciągnąć? - Japończyk ryknął śmiechem a brązowooki zepchnął go z blatu, bluźniąc w myślach na Shinodę. Splótł palce i opierając brodę na dłoniach, uśmiechnął się niewinnie do mężczyzny.
- Jeszcze słowo a ciebie stąd wyleje. Jest wiele chętnych na twoje miejsce. Co ty wyrabiasz? - spytał ze zdumieniem, patrząc jak Mike klęka na oba kolana przed jego krzesłem.
- No bo ja chcę zachować moją posade... - wymruczał brunet na co Chester zaśmiał się głośno i wstał z fotela. Spojrzał z czułością w ciemne oczy mężczyzny i pociągnął go do góry za czarny krawat. Gdy stali już na przeciw siebie, Chester zachłannie zaczął całować Mike'a i objął mocno jego szyję. Brunet położył ręce na jego biodrach i zszedł pocałunkami na jego żuchwę, popychając mężczyznę do tyłu, wprost na blat. Shinoda bez skrupułów zrzucił z niego wszystkie dokumenty i powrócił do ust Benningtona. Ten zaś zaciskał pięści na jego białej koszuli wpuszczonej w spodnie i przyciągnął go do siebie bliżej. Czując chłodne palce pod swoim kołnierzykiem, jęknął cicho. A potem obaj dali ponieść się euforii i pożądaniu, które targało nimi od środka.

*

Wszedł do wielkiego budynku, pod pachą trzymając swój kask. Przeczesał wolną dłonią włosy i usmiechnął się do stojącej nieopodal kobiety, przyprawiając ją niemal o zawał serca. Podszedł do niej i spytał na którym piętrze znajduje się biuro Benningtona. Ta wyjąkała z ledwością numer i szybko odeszła w swoją stronę. Uśmiechnął sie sam do siebie i zastanawiał się co takiego kobiety w nim widzą. Gdyby Jack dowiedział się, że zastosował na kobiecie podryw na korporację, wyrzucił by swojego męża z domu, paląc na stosie wszystkie jego płyty The Doors. Gdy tylko pomyślał o brunecie, zagryzł wargi i udał się w stronę wind. Mimo, że z Barakatem był już niemal pięć lat okazem wierności małżeńskiej nie był. Wiele razy był kłótnie, wyprowadzki lecz żaden z nich nie umiał odejść.
- Alexander Gaskarth? - spytała ruda kobieta, z którą znajdował się w windzie. W odpowiedzi kiwnął głową. - Deirdre Sullivan, jestem asystentką Chestera Benningtona, dykretora Bennington Enterprisies. Pan zapewne w sprawie felitonów, prawda? - to nie było raczej pytanie. - Sądziłam, że wygląda pan nieco... - zmierzyła go od stóp do głów. Ciekawe co siedziało w jej głowie gdy ujrzała trampki, proste dzinsy i skórzaną kurtkę. - Masz włosy jak kurwa, ale jemu to się spodoba. - rzuciła od niechcenia, a Alex uśmiechnął się szeroko. czyli jego przyszły szef jest gejem? - Ale nawet nie próbuj do niego zarywać. Mike Shinoda, tudzież nasz prezes jest jego... no. Facetem? - zapadła między nim niezręczna chwila ciszy. Sullivan postanowiła ją przerwać. - Wszystko jasne? - zapytała naturalnie, jakby ich wcześniejsza rozmowa, a bardziej jej monolog, nie miała miejsca.
- Oczywiście. - odparł dźwięcznym głosem, przeczesując dłonią swoje ''kurewskie włosy''. Gdy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze a drzwi rozsunęły się, Gaskarth wyszedł na korytarz pewnym krokiem.
- Witamy w piekle, Alex.
- Panie Bennington, nowy pracownik na audiencję. - zaśmiała się do interkomu Silver i spojrzała na Alexa. - Powodzenia. Nie każdy dostaje taką szasnę, ale twoje referencje są na wysokim poziomie.  Silver McKagan, miło. - wyciągnęła dłoń przed blat biurka i Gaskarth ją uścisnął.
- Alex, Alex Gaskarth. Życz mi szczęścia. - wyszeptał przed przekroczeniem progu. Gdy wszedł do środka, jasnoszare ściany uderzyły go wręcz w oczy. Lecz widząc dwóch mężczyzn, poprawił kask i powoli zaczął zmierzać do biurka. I nagle w jednym z nich rozpoznał tego, który o mało co nie zabiłby go na Time Square. Ten wyszeptał coś do stojącego obok bruneta i pogładził po plecach. Więc to musi być Mike Shinoda, jego seksowna,  Japońska zabaweczka. Gdy Mike wychodził, szatyn obejrzał się do tyłu wbijając wzrok w jego tyłek.
- No dupę to on ma jak wiadro. - pomyślał i gdy zniknął za drzwiami, ponownie przeniósł wzrok na Chestera, który wyglądał jakby miał dostać ataku.
Zaczęliśmy dobrze.
________________
Jest jedynka, szybciej niż się spodziewałam. Pewnie po prologu jest trochę confusing, lecz już tłumaczę. Prolog był jakby pokazaniem tego co będzie na finiszu opowiadania. Od pierwszego zaczyna się ich historia.
Rozdział dla witness. Ona już wie dlaczego <3
No i dla mojej ekipy: Szinody, Flo Rajdy, Valczyka. Co bym bez was zrobiła.
Ewka, masz tego kurewskiego Alexa :D
Do dwójki? Mam nadzieje.